fbpx
MENU

Wszystko od początku… Czyli sesja ślubna w Norwegii.

“Sesja ślubna w Norwegii – piszecie się na to?.”

“Kurczę, a może jednak w przylecicie do nas,
zrobimy sesję narzeczeńską i podziękowania dla rodziców w Norwegii?

Początek tej przygody wiązał się z dziesiątkami pytań, kilkukrotnymi burzami mózgów, a cała podróż i sesja ślubna w Norwegii wyszła lepiej niż sobie tylko wymarzyliśmy, nie mówiąc o naszej Młodej Parze…

Danusia i Rafał zaprosili nas na swoją norweską przygodę! Pomyśleliśmy sobie – sesja ślubna w Norwegii… To będzie mega! Załatwienie biletów to była kwestia chwili i udało się, mamy to, LECIMY! 🙂 Następnym krokiem było efektywne rozplanowanie, gdzie będziemy nagrywać film dla naszej Młodej Pary. Pierwszym pomysłem, który wyniknął z inicjatywy Rafała, był trening. Zaproponował żebyśmy zrobili małą wyprawę, a mianowicie wycieczkę na tak zwany Język Trola [Trolltunga]. Wszyscy się najaraliśmy na taką opcję, razem z Karolą stwierdziliśmy, że będzie to miazga fotograficzna.

Stało się lecimy! – Dzień wylotu

W końcu przyszedł dzień wylotu. Wszystko gotowe, plecaki spakowane, no to lecimy 🙂 Niestety na ostatnią chwilę doszła nas informacja, że pogoda będzie nie taka jaką oczekiwaliśmy, co więcej zbyt kiepska na trekking. Całość stanęła pod dużym znakiem zapytania… Wtedy zastanawialiśmy się zrobimy, a po szybkiej analizie już było jasne i klarowne jak podejdziemy do tego tematu. W końcu kto jak nie my? 😉 Wracając, stwierdziliśmy, że na dzień zostajemy w norweskim miasteczku – Bergen, a następnego ranka wypożyczamy samochód i jedziemy w głąb kraju. Plan był dokładnie taki jaki lubimy – “full spontan”.

Karolina spakowała swój nowt aparat Sony A9II, ja pozbierałem drona no i mój… Sony A7S II. W drogę! Wylot mieliśmy z Katowic, natomiast powrót do Krakowa. Rozwiązanie było tylko jedno. Jedziemy naszym Mustangiem do Krakowa i zostawiamy go na 4 dni u naszej Cioci na Prądniku Czerwonym. Pijemy poranną czarną kawę i podróż czas start. Najpierw linia 105 autobusu miejskiego, lecimy na dworzec. Oczywiście, żeby nie było za kolorowo, w autobusie nie mogliśmy zapłacić za bilet, nasze karty z jakiegoś powodu nie działały. Jedna próba, druga, trzecia i pomyśleliśmy sobie “Hmm dobra w takim razie jedziemy na gapę.” W taki sposób niechcący oszukaliśmy miejskie linie w Krakowie. W końcu dojechaliśmy na dworzec, a tam czekał na nas bus z firmy www.matuszek.com. Miły Pan kierowca sprawdził bilety, potem nas zapakował i wyruszyliśmy! 🙂 Po niecałych 2 godzinach dotarliśmy na lotnisko w Katowicach.

Lotnisko… Czyli typowy lot w życiu fotografa ślubnego.

Wchodzimy zadowoleni i z mega nastawieniem na to co nas czeka za pare godzin… Oczywiście filmowiec ślubny musi na odprawie dostać po dupie. Ochrona lotniska doszczętnie przeszukała mi calusieńką torbę. Kazali mi wyciągnąć cały sprzęt, to była kolejna taka sytuacja w moim życiu. Jednak bezpieczeństwo na pierwszym miejscu, nic już na to nie poradzimy. Przynajmniej każdy obecny tam mógł zaspokoić swoją niewiedzę i zobaczyć co mam w torbie 😉

Przeszliśmy! Potem usiedliśmy na jakże wygodnych fotelach lotniskowych z widokiem na płytę, czekając na naszą kolej. Byliśmy niewyobrażalnie zmęczeni, przespaliśmy może z dwie godziny. W końcu kolejne info – na nasze “szczęście” samolot do Bergen był opóźniony o 1,5 godziny 🙂 Wzięliśmy to na klatę i zaczęliśmy obrabiać zdjęcia ślubne i zamykać tematy z pracy. Pewnie sobie wyobrażacie, że efekt był piorunujący… Po zaledwie 10 minutach oboje spaliśmy przed komputerami, a w tle leciała muzyka z filmu ślubnego, którego nie zdążyłem wyłączyć przed awaryjnym zamknięciem powiek 🙂

Wreszcie w Bergen! Czeka nas wspaniała sesja ślubna w Norwegii!

Po paru godzinach wreszcie wylądowaliśmy na lotnisku w Bergen, gdzie czekał na nas Rafał, z którym komunikacją miejską dojechaliśmy do domu. Tam czekała na nas Danusia z pysznym obiadem. To była wyczekana chwila odpoczynku, zmęczenie kompletnie nas przeszyło i to było dokładnie to, czego było nam potrzeba. Doładowaliśmy baterie porządnym jedzeniem, a za to dziękujemy Danusi – było pysznie! Przy jedzeniu trochę obraziliśmy obecną wtedy pogodę i dosłownie, jak na życzenie w tamtym momencie piękne promienie słońca przebiły się przez okna. Karola wyskoczyła. IDZIEMY! Jak szef kazał tak też zrobiliśmy 😉 Teraz możemy stwierdzić, że była to dobra, nieplanowana decyzja naszej wspaniałej Pani fotograf Karolinki <3

Mieszkanie Rafała i Danusi znajdywało się w dzielnicy portowej, więc mieliśmy piękny zachód słońca z widokiem na spokojne wody zatoki. Znaleźliśmy drewniany deptak, przy którym norweskie małżeństwo piło wino… Z pewnością trochę zaburzyliśmy ich romantyczny i spokojny wieczór. Następnie, gdy tylko słońce zaszło, szybko ruszyliśmy do spania, przecież następnego ranka czekał nas maraton fotograficzny 😉 Kolejnego dnia prosto ruszyliśmy do centrum, poranek był słoneczny, co dobrze wróżyło. Miasto powoli się budziło, a po turystach nie było jeszcze śladu. Za to my z pierwszą kawą z maka poszliśmy nagrywać podziękowania dla rodziców. A propos tego, zapraszamy do obejrzenia klipu z podziękowań 😉

Przyszedł czas! Czyli w końcu sesja ślubna w Norwegii!

Podziękowania zrobiliśmy i nareszcie przyszedł czas na sesję! Tego dnia, pomimo wątpliwych prognoz, pogoda nas oszczędziła. Wykorzystaliśmy to i mogliśmy zrobić szałowe foty na sesji narzeczeńskiej. Niestety wszystko było w biegu, w obawie przed załamaniem pogodowym, szybkim tempem przeskakiwaliśmy ze starej wioski norweskiej, przez okolice portu, aż do centrum miasta. Oczywiście wszystko do momentu, kiedy spadł deszcz. To nas nie powstrzymało przed dalszymi działaniami 🙂 Wtedy zrozumieliśmy, że był to perfekcyjny moment, aby wziąć autobus i zapuścić się w kierunku norweskich fiordów. Jak to zawsze bywa z komunikacją miejską w zasadzie w każdym miejscu świata, autobusy nie dawały nam możliwości wysiadać, w dowolnej chwili…

Dojechaliśmy do wodospadu, który prezentował się niesamowicie. Tu na dronie zrobiłem parę pięknych ujęć do filmu ślubnego. Przykładowo, był to widok z 400 metrów na fiordy, dolinę i dalej rozległą powierzchnię wody. Przy wcześniej wspomnianym wodospadzie chcieliśmy zrobić fotografię z drona, ale potężny dmuch z dodatkiem pary wodnej, nie pozwoliły nam nawet na wystartowanie sprzętu… Z tego powodu, musieliśmy się zadowolić ujęciami tylko z aparatu. No ale oczywiście nie narzekamy, pomimo tego wszyło świetnie!

Krótki odpoczynek i burza mózgów – czyli planujemy następny dzień.

Powrót do Bergen minął nam zaskakująco szybko. Po wyczerpującej sesji ślubnej i nagraniach musieliśmy się oddać w ręce Orfeusza. Potem wieczorem, siedząc z Rafałem koniecznie musieliśmy sprawdzić czy norweskie piwo aby napewno nie jest mdłe 😉 Oczywiście nie zawiedliśmy się, ale sił nam starczyło na zaledwie dwa piwa.

Ten dzień zakończył się na dyskusjach o weselach, zwyczajach ślubnych, aż po wpadki weselne. Ojjj było co opowiadać 🙂 Następnie nasze opowiadania powędrowały w nieco inną stronę. Musieliśmy ogarnąć wypożyczalnie i auto. Już rano, kolejnego dnia Rafał zaskoczył nas wypożyczonym, szykownym oplem, którym następnie pojechaliśmy do… WIOSKI WIKINGÓW! Szczęście nam zdecydowanie dopisywało, lokalizacje do pleneru pojawiały się same. Dosłownie zatrzymywaliśmy się na dwa, trzy ujęcia i lecieliśmy dalej, nie było miejsca na tracenie czasu.

Jak prawie straciliśmy drona 🙂

W pewnym momencie, Karola zauważyła piękny wodospad i rzuciła sugestie żeby wysłać tam drona. Pomysł był imponujący, lecz mało brakło i wróciłbym bez niego. Tuż po tym jak wyleciałem na wysokość 500 metrów, zaczęło padać… Ale tak konkretnie padać ;( Dużo myśli krążyło mi wtedy po głowie. Z jednej strony DJI Mavic Pro da się naprawić, a z drugiej strony, co jak go nawet nie znajdziemy. Wszystkie niepowtarzalne materiały poszłyby w zapomnienie. Głowę miałem większość czasu skierowaną w górę, a powieki nigdy nie mrugały mi z taką prędkością. “Kurde no, gdzie on jest?” – kląłem jak szefc. W końcu jest! Moja powietrzna strzała pojawiła się na szarym niebie. Cały przemoczony zapakowałem się do auta, a humor zdecydowanie mi wrócił. No i pojechaliśmy dalej 🙂

Wszystko, co dobre kiedyś się kończy…

Plener dobiegł końca, po drodze zatrzymaliśmy się, żeby zrobić jeszcze pare ujęć do sesji, a docelowe miejsce już przechodziło nam przez głowę. Jechaliśmy w kierunku Portu lotniczego w Bergen. Czekaliśmy na samolot pijąc kawę w doborowym towarzystwie Danusi i Rafała.

Reasumując, nasz powrót do domu wyglądał typowo jak większość poprzednich… SEN, SEN, SEN i ładowanie baterii, żeby na następny dzień móc zmierzyć się z montażem naszych kadrów 🙂

Jeżeli spodobała się Wam nasza sesja ślubna w Norwegii, który wykonaliśmy dla Danusi i Rafała, być może spodoba się Wam również sesja zdjęciowa z ciepłej Teneryfy, albo wolicie zostać w zimniejszych klimatach i wykonać sesję ślubną na czarnej plaży? Koniecznie zerknijcie na sesję ślubną z magicznej Islandii.

Zachęcamy do odwiedzenia naszych social media, jak Facebook lub Instagram! 🙂 <3

Zapraszamy! 🙂

ZAMKNIJ