fbpx
MENU

Na jeden z ciekawszych wyjazdów plenerowych jaki udało nam się zaliczyć w 2020r wybraliśmy się wspólnie z Angeliną i Bartkiem. Ciekawy plener nie tylko ze względu możliwości eksplorowania wyjątkowych walorów przyrody naszego kraju ojczystego, ale i również z powodów organizacyjnych.  Poniżej przeczytacie o tym plenerze i wszystkich detalach tej przygody, ale na początku zachęcamy do obejrzenia krótkiego vloga z naszej podróży i sesji z Angeliną i Bartkiem połączonego z ujęciami plenerowymi.

Pewnie nie każdy wie, ale bez ogromnych budżetów można mieć wspaniałe sesje z niepowtarzalną scenerią i zróżnicowanym przekrojem planów, jeśli tylko ma się świetne pomysły, odpowiednio rozkłada się siły i gospodaruje czas. Naszym celem była północ naszego kraju, a dokładnie Łeba, leżąca nad samym brzegiem spokojnych wód Bałtyku.

Mimo czasu sporych obostrzeń spowodowanych warunkami pandemicznymi nasz grafik był napięty, przez co podjęliśmy ryzyko i trzeba przyznać, że mieliśmy naprawdę dużo szczęścia, że udało się zaliczyć wypad liczący około 1500 km przejechanej trasy, zajmujący nieco ponad dobę, z pojedynczym podejściem do zachodu i kilkugodzinnej sesji, tak dobrze wpasowując się w okno pogodowe. Warunki na nadmorską sesję okazały się doskonałe pod każdym względem.

W nocy wyjechaliśmy z domu i w Katowicach dołączyliśmy do Angeliny i Bartka, którzy zorganizowali dodatkowego kierowcę. Ze względów bezpieczeństwa nie organizujemy takich dalekich tras jednym ciągiem bez doświadczonych ludzi za kierownicą i odpowiedniego rozkładu trasy między nimi. Pierwszy punkt organizacji pleneru załatwiony zawodowo! W ciągu nocy udało się przejechać całą trasę i dotrzeć do celu prosto na śniadanie.

Łeba zaskoczyła pustką, nawet jak na październik. Jakby całe miasto wymarło.  Dotarliśmy do miasta o wczesnej porze dnia i nie spodziewaliśmy się może tłumów, ale gdy jedyna osoba na którą się natyka to jakiś stary rybak, który jeszcze krzyczy po Tobie, że ma się maskę źle założoną, to ma się wrażenie, jakby trafiło się na jakąś pustelnię, a nie do jednego z popularniejszych ośrodków turystycznych nad polskim morzem 🙂

Pierwszy posiłek zjedliśmy w doborowym towarzystwie na świeżym powietrzu na plaży. Jako wisienkę na torcie Angelina wyciągnęła upieczony przez siebie placek, dzięki któremu możemy spokojnie potraktować to śniadanie jako ekskluzywne wydarzenie.

Drobne zregenerowanie sił poprzez relaksujący spacer po cichym miasteczku naładowało nas na cały dzień. Po dotarciu do portu w Łebie, zabraliśmy się do konkretnej, aczkolwiek bardzo przyjemnej pracy. Ruszyliśmy prosto do Słowińskiego Parku Narodowego, który mieliśmy na wyciągnięcie ręki, bo w zasadzie część parku znajduje się już w Łebie. Park jest bardzo unikalnym miejscem, pełnym wyśmienitych warunków na niespotykane kadry. Bagna, torfowiska, laski, bory, nadmorska roślinność, plaże, wydmy i jeziora, to czyste piękno dziewiczej natury skompensowane do  drobnego zakątka w naszym niby nie tak wielkim, ale za to jak różnorodnym kraju.

W tym jednym przypadku obostrzenia działały na naszą korzyść. Prywatna przebieralnia na środku parkingu w miejscowości turystycznej? Nie ma problemu. Ogólne wyludnienie sprawiło, że wszyscy czuli się swobodnie, zdjęcia na łonie surowej nadmorskiej natury wypadły przepięknie, a nad brzegiem morza czuliśmy się jak na prywatnej plaży. Wszystko było jakby wynajęte specjalnie dla nas. Nawet pogoda. W Słowińskim Parku spędziliśmy około 4-5 godzin, sukcesywnie przesuwając się od zalesionej części po plażę, chwytając po drodze w objęcia obiektywu wszystkie obrazy aspirujące na dzieła sztuki. Nasza młoda para wypadła znakomicie, a do tego jeszcze pogoda i atmosfera parku tylko sprzyjały.

Zachód słońca na plaży jest zawsze pewnikiem niesamowitych ujęć. Jako, że rozpoczynała się już jesień, nie trzeba było na niego zbyt długo czekać, ale zyskaliśmy chwilę na nabranie sił. Gotowi na magię zachodu nad Morzem Bałtyckim, z pełnym zapałem ruszyliśmy do roboty. Angelina i Bartek na pewno trochę nam wymarzli, ale uśmiech nie schodził im z twarzy, a żadna niedogodność nie powstrzymała ich żeby wypaść świetnie.

Całość materiałów prezentowała się jak powinna, czyli zgrabnie, zmysłowo i zachwycająco. Mimo, że bliżej było do środka nocy, postanowiliśmy zwrócić wzrok na południe. Ruszyliśmy spokojnie w drogę powrotną i w ciągu nocy wróciliśmy bezpiecznie do domu. Plener można zaliczyć do bardzo udanych, a sądząc po promieniejących twarzach na zdjęciach, naszej młodej parze chyba też się podobało.

Jeżeli podobał się Wam nasz plener ślubny, który wykonaliśmy nad Morzem Bałtyckim dla Angeliny i Bartka, być może spodoba się Wam również plener ślubny w Pieninach, bądź jeśli zechcielibyście wykonać plener w pięknych polskich górach, ale w nieco innej atmosferze niż tej morskiej, zerknijcie na sesję ślubną na Kasprowym Wierchu.
Zapraszamy do współpracy i dziękujemy, że tutaj jesteście.

Całą relacje z pleneru obejrzycie na naszym profilu YT we VLOGU : ) Zachęcamy!

ZAMKNIJ